Lejdis and dżentelmen, stojąc sobie w przydługawej kolejce u ortopedy ze złamanym obojczykiem (ja mam złamany, nie ortopeda) zrobiłem risercz i na szybko chciałbym się rozprawić z kolejnym mitem-bulszitem, który funkcjonuje w naszym czcigodnym społeczeństwie, a jest pozornie tak wiarygodny, że przyznam otwarcie, wierzyłem w niego szereg długich lat.
Krótko: nie rozpuszcza and here is why:Otóż pochodzenie owego mitu ginie w mrokach dziejów, ktoś, gdzieś kiedyś słyszał że jajko zanurzone przez tydzień w coli traci skorupkę, a ząb ginie bez śladu. Nie wiem kto stoi za tego typu przerażającymi eksperymentami, ale stawiałbym za producentami niegazowanej wody mineralnej ponieważ kwasy w soku pomarańczowym mają na zęby w szklance taki sam wpływ. Odnośnie osławionego zardzewiałego gwoździa zanurzonego w coli przez tydzień, zachodzi tu normalna reakcja chemiczna – zawarty w coli znany ze szkoły kwas ortofosforowy (hatrzypeocztery) wchodzi w reakcję z dwutlenkiem żelaza, tworząc fosforan żelaza, likwidując tym samym rdzę i zapobiegając ponownemu jej utworzeniu. Kwas fosforowy w tym stężeniu nie wpływa na stan naszego uzębienia w większym stopniu niż jakikolwiek inny kwas spożywczy – np. kwas cytrynowy, będący składnikiem każdego soku owocowego. Oba kwasy powodują erozję szkliwa nazębnego (poprzez wypłukiwanie z niego wapnia i fosforu), ale nie są w stanie rozpuścić zębów całkowicie. Osobiście nie znam oszołoma, który nabrałby w usta sok pomarańczowy lub colę i trzymałby ją tam przez tydzień, a nawet jeśli ktoś by się na to porwał to raczej nie powstrzyma procesu wytwarzania śliny, która nieustannie płucze nasze ząbki i obmywa. Należy tu także dodać, iż kwas ortfosforowy występuje w coli w dużo mniejszym stężeniu niż normalnie występujące w żołądku soki trawienne, więc na logikę skoro one nie wyjarały nam dziury w żołądku, to i pepsi nie ma szans. Ponadto – tu już zostawiając biedne zęby na boku i przechodząc do kości – normalny proces trawienia polega na tym, że to co wpada do brzuszka nie leci od razu żyłami do wszystkich komórek ciała w swej wyjściowej (a raczej wejściowej) postaci, tylko jest rozbijane na czynniki pierwsze. A zatem cola nie opłucze naszych kosteczek kwasem, no way drogie dzieci.
Wpadająca do organizmu cola zmienia się nie do poznania – cukier z cukru i karmelu w idzie w tyłek i boczki, kofeinka do krwiobiegu, wodę organizm traktuje jak każdą inną, dwutlenkiem węgla bekamy, a reszta aromatów zostawiamy trochę później w sedesie.
Case closed.