#drogipamietniczku dzisiejsze nury jak się okazało (bo na ogół nie wiemy gdzie nas wywiozą ) to Gabal el Rosas, Rafa domowa przy hotelu Aurora. Byliśmy tu już w kwietniu, wypływaliśmy wtedy dalej od brzegu Zodiakiem i wracaliśmy wzdłuż rafy. Pamiętam że wtedy po skoku przywitał nas ogromny napoleon i popędziliśmy za nim całą ekipą, trochę za głęboko jak na nasze ówczesne uprawnienia. Teraz miało być podobnie (poza napoleonem, nie został włączony w plany nurkowe). Dziś Dorotka trochę nie miała ręki do sprzętu – najpierw urwała troczek w kamizelce, a przed drugim nurkiem musiała wymienić butlę. Wypłynęliśmy Zodiakiem, i zgodnie z instrukcjami Osmana mieliśmy wyskoczyć na komendę: „3, 2, 1, jump”. Przyznam, że nie do końca jest to dla mnie jasne czy skacze się po „1”, czy też po „1” jest jeszcze komenda „jump” ale nie chciałem już denerwować Osmana prosząc go o doprecyzowanie, i tak ma stresującą pracę. Zamiast tego byłem czujny i skoczyłem ułamek sekundy po Osmanie.
Rafa. Pomijam kwestię bielenia i atmosfery końca imprezy, bo będzie tu na smutno, skupmy się zatem na pozytywach. Otóż są miejsca dotknięte tym procesem w większym stopniu niż Gabal el Rosas. Tu wciąż jest sporo miękkich korali, a fauna jest mega fotogeniczna, praktycznie sama się wpycha przed obiektyw. Przepłynęliśmy kawałek i Osman poprowadził nas do dość krótkiego kanionu. Zły jestem trochę na siebie bo jak są kaniony to zamiast poczekać – bo przez kanion tylko gęsiego – pcham się blisko Dorotki co skutkuje tym, że dość często i w pełni zasłużenie obrywam płetwą po głowie. W środku był lekki prąd, zdegustowane naszą obecnością czerwone soldierfish’e (polskiej nazwy nie ma, ale jakby była to na pewno coś z czerwonymi gburami), oraz spory kawałek worka który pozwoliłem sobie zabrać. Przy wyjściu z jaskini znowu prąd, niby lekki ale skutecznie nie pozwolił mi zrobić zdjęcia ślicznej rozgwiazdy. Główna atrakcja nurka czekała nas jednak chwilę później. Mała grota pod ścianą rafy w której pływał sobie ok. półtorametrowy rekin rafowy. Udało mi się mu zrobić tylko jedno zdjęcie, bo było dość ciasno, a wolę odpuścić robienie zdjęć jeżeli miałoby się to wiązać z łapaniem się za rafę czy przypadkowym dotykaniem. Z tego samego powodu dałem spokój trzem innym rekinom, które się ganiały w zagłębieniu obok. Rekiny rafowe w dzień chillują sobie w takich właśnie miejscach, a polują nocami, a ludzie – podobnie jak u innych rekinów – nie są w ich menu. No chyba że coś im się popierdzieli i wezmą człowieka za dajmy na to fokę, ale umówmy się to już trzeba spełniać jakieś tam warunki fizyczne.
Cieszę się strasznie z tego spotkania, bo trzeba mieć dużo szczęścia žeby spotkać rekina W drodze powrotnej spotkaliśmy skrzydlicę, mnóstwo drobnych rybek z fioletowymi czapeczkami, do których pasowała by nazwa “kardynałki” gdyby ta nazwa nie była już zajęta przez zupełnie inne ryby. Mijaliśmy ciekawskie triggerfishe i butterfly fishe, rozdymki i kolorowe papugoryby. Powrót był dość szybki ale generalnie mega się nam podobało.
Nurek numer 2 po przerwie to rafa północna – wejście i powrót z brzegu. Tu też – skupiając się na pozytywach – było sporo życia. Żółw zajęty skubaniem rafy kompletnie na nas nie zwracał uwagi. Były błazenki, skorpeny, skrzydlice i piękny ślimak nagoskrzelny. Podobno była też ośmiornica ale tym razem nie dane mi było jej spotkać. Innym razem, I hope.












