No więc dawno nie pisałem, jak to ja, ale szczęśliwym zbiegiem okoliczności mam chwilowo kilka dni urlopu. Jak mawiał klasyk, „tatusia oszukasz, mamusię oszukasz, ale kupy nie oszukasz”, więc i mój organizm nie dał się nabrać i stanowczo domaga się aby natłok myśli miał jakieś ujście. W moim przypadku takim ujściem jest klawiatura więc będę Was teraz zamęczał. I teraz uwaga, podróżuję z Dorotką, oraz z jej siostrzeńcami, a o ile wizerunkiem moich dzieci mogłem sobie względnie swobodnie okraszać moje posty, tak rodzice rzeczonych siostrzeńców mogą nie być do końca szczęśliwi bo to mój bloczek a nie Forbes, a ja w ferworze pakowania nie zapytałem o zgodę wizerunkową. Zatem jestem zmuszony do poinformowania szanownego czytelnika (bo użycie liczby mnogiej byłoby z mojej strony przesadnym optymizmem), że będę w relacji zmieniał imiona i skrzętnie dobierał materiał zdjęciowy. Będzie ciężko. no ale kto jak nie yours truly.
No to jedziemy. I to dosłownie, bo w tym momencie jesteśmy w przedziale wagonu sypialnego. Rodzice dostarczyli nam wspomnianych siostrzeńców da dworzec, przekazali najważniejsze informacje dotyczące podtrzymywania życia, a na ich rodzicielskich twarzach malowała się ulga przemieszana z jeszcze większą ulgą, co powinno nas w sumie zaalarmować. No ale zobaczymy. Pociąg dumnie wjechał na peron w Gdańsku z kilkuminutowym opóźnieniem co w sumie nie powinno nikogo dziwić gdyby nie fakt, że zaczynał trasę w Gdyni.
Aha, wagon sypialny. Przyznam, że wyidealizowałem sobie to miejsce. Jasne, jest milion razy lepsze niż jazda w Tatry samochodem, kiedy to na wysokości Częstochowy zaczynają się jęki, narzekania, kłótnie, ostentacyjne rozcierania tyłka i wiercenie się. Nie wiem wprawdzie jak dzieciaki to znoszą, mówię o sobie. No więc tego totalnie nie ma w sypialnym, ale nie ma tez innej ważnej rzeczy.
Klimatyzacji.
Słoneczko nasze rozchmurzylo buzię pod koniec sierpnia na tyle, że w ojczyźnie trudno znaleźć miejsce bez 30 stopni Celsjusza. Normalnie bardzo cenię sobie ciepełko ale może akurat nie w PKP. Na temperaturę dodatkowo wpłynął fakt, że nie jedziemy teraz w ciasnej klatce sypialnej we dwójkę, ale dodatkowo z Fineaszem i Ferbem (mówiłem!), którzy mocno grzeją swoimi 36,6 stopnia i zaraz po zajęciu przedziału trenowali wspinaczkę na łóżkach. Generalnie obaj twierdzą. że są bardzo obyci z górami i jaskiniami a fiordy to im z ręki jadły, więc w sumie nie mogę się doczekać żeby skonfrontować ich z Taterkami. Ale to jutro. Na razie po przeczytaniu książeczki obaj stracili przytomność i jest spora szansa, że ta idylliczna sielanka potrwa do rana. 😃
Stay tuned, jutro rozbieg, Sarnia Skała i Jaskinia Dziura.