Hej kolęda…

Kolęda. Nie przepadam. Nie lubię wręcz. Ale skoro część mojego stada traktuje coroczną wizytę pana księdza jako tradycję, to nie protestuję. Przyjdzie, powęszy, pomędrkuje, pomacha palcem, capnie tradycyjną choć niewypchaną kopertę, pójdzie i będzie spokój. A czego facet dla spokoju nie zrobi? No zrobi dużo.

Toteż w tym roku pokwękałem trochę, że po co i na co, że why, i komu to potrzebne ale też odpuściłem. Więc kiedy wróciliśmy z pracy do domu deko później niż zwykle i okazało się, że duchowny opuścił już naszą kondygnację, udałem zmartwienie tak szczerze jak umiałem po czym poszedłem testować apkę w wersji alfa na ajfonie. Niestety nie wszyscy potrafią się pogodzić z faktem, że pewne okazje w życiu mijają i już, więc nie minęła chwila a usłyszałem: „Przemku, proooszę, przejdź się po piętrach i powiedz ministrantom, żeby dali cynk księdzu, że jesteśmy”. To było tego rodzaju “prooosze”, że wiem, że jak pójdę i załatwię to żonie będzie miło, a jak żonie jest miło to jak powszechnie wiadomo w całym domu jest miło. I tak sobie jechałem windą myśląc jaki to ja jestem miły, i jaka to nieprawda, że ja jestem wrogiem kościoła skoro idę kolędę załatwiać. Ksiądz przyjął do wiadomości, więc ja wróciłem do swojej apki a Dorotka poczuła się odrobinkę zmęczona więc się położyła. I zasnęła. Mocno. Bardzo.

A ja, skoro zaprosiłem sam pana księdza to go musiałem przyjąć coby być konsekwentnym, bo co jak co, ale konsekwentny jestem. I nie mogłem mieć tradycyjnej postawy “mam na to wyjebane, ale się pouśmiecham”. To niestety nie był ten ksiądz którego toleruję tylko ten co wystawia mnie na próbę cierpliwości every time, ten u którego odbyłem ostatnią spowiedź w życiu, kiedy powiedział mi, że jestem złym człowiekiem i co ze mnie za ojciec skoro nie zabieram dzieci co tydzień do kościoła tylko wolę pójść z nimi do parku, tarzać w trawie i cieszyć wspólnie spędzanym czasem. Teraz też bardzo krytycznie wypowiedział się o moim chodzeniu do kościoła, ale na moim podwórku w nieco bardziej stonowany sposób.Rozmowa nam się niespecjalnie kleiła, z resztą funkcjonujemy na zupełnie różnych płaszczyznach. W końcu aby przejść na tematy neutralne zerknął do notatek i zapytał co porabia mój tata, ja mu na to, że nie za bardzo wiem co aktualnie porabia bo od kilku lat nie żyje… Przybiłem sobie wewnętrznie piątkę za jego zmieszaną minę i odtrąbiłem małe zwycięstwo.
W każdym razie nie stanąłem w płomieniach, zagryzłem zęby i pożegnaliśmy się.

Anyway miałem słabe popołudnie i odsunąłem się jeszcze krok dalej od kościoła. Bo jak widać chodzenie do kościoła wcale nie sprawia, że człowiek jest lepszy, skoro można być w nim codziennie i zachowywać się jak dupek.

A Dorotka niestetyż chora jest, nawet gniewać się nie mogę za to jak mnie wkręciła w przyjęcie wizyty duszpasterskiej, tylko muszę otaczać czułą opieką.
I chcę. Bo ja fajny mąż i dobry tata jestem.