Po złamaniu obojczyka, kiedy wylizałem już wszystkie rany, w końcu postanowiłem się upomnieć o kasę z ubezpieczenia. Z trudem znalazłem miejsce w którym komisja lekarska orzeka stopień uszczerbku na zdrowiu, ale znalazłem, yehaa. Tam przemiły pan doktor zapoznał się z moimi jeszcze czerwcowymi prześwietleniami, które zrobiłem tuż przed zakończeniem leczenia, pocmokał, pocmokał i powiedział, że nie widać na nich w ogóle żeby cokolwiek się zrosło i że muszę na mój własny koszt się szybciutko prześwietlić again. Poszedłem więc się szybciutko prześwietlać, panie szybciutko zrobiły zdjęcie i się zaczęło. “Proszę pana, tu w ogóle nie widać zrostu”, “a lata to panu?” itd. Jako że mi w ogóle to nie latało ku powszechnemu zdziwieniu, panie zaprosiły mnie na ponowną sesję fotograficzną moich ślicznych wnętrzności. Postawiły mnie przy maszynie, zamknęły się w pomieszczeniu obok i zaczęły napromieniowywać i komentować szkielet: “A obróci się pan…”, “A porusza pan ramieniem”, “Nie tak szybko, bo się zamazuje”, “A z drugiej strony?”, “A jakby pan tak tyłem stanął?”, “o, to tak pstrykniemy”. Pstryknęły i wyszedłem komentując, że po takiej dawce X-rayów będę pewnie świecił w nocy albo dostanę dożywotniego bana na korzystanie z dobrodziejstw radiologii, ale pani mnie wyprowadziła z błędu mówiąc, że to co dostałem to pikuś. W końcu wręczono mi opis prześwietlenia i szczęka mi opadła. Wracając na komisję czytam po drodze opis i widzę oczyma wyobraźni jak do kwoty przewidywanego wcześniej odszkodowania doskakują na końcu zera. “Lordoza…” – jedno zero – “zaawansowane zwyrodnieniowe zmiany wyrostków kręgowych na odcinku C1-C4…” – następne zero – “znaczne zmniejszenie przestrzeni międzykręgowych…” – kolejne zero – dalej już nie pamiętam, bo zacząłem fantazjować, że leżę w łóżku i obsypuję się banknotami. Aż doszedłem do lekarza. Daję mu ten papierek i mówię, że jakieś straszne rzeczy tu mi wyszły. A on na to, że “pewnie że straszne, bo to nie jest pana opis wcale tylko jakiejś schorowanej pani” i że “jak pan patrzy jak tu jest pesel a tu nazwisko chorej”. No faktycznie, tak się przejąłem moimi dolegliwościami, że nie zauważyłem, że to nie moje.
A ja jestem, cholera, zdrowy.