Kiedy nagle ni stąd ni zowąd w kuchni wyłącza się lodówka, pralka przestaje prać, a co najgorsze, w następnym za kuchnią pokoju mój maczek gaśnie w pół linijki kodu (buy the goddamn UPS) a palce zastygają w bezruchu nad klawiaturą, wiedz, że coś się dzieje, cytując klasyka. Dramat w czterech aktach.
Akt pierwszy: Diagnoza.
Procedura awaryjna obejmuje w pierwszym rzędzie sprawdzenie korków poprzedzone poszukiwaniem kluczyków od szafki – następnie kiedy stwierdzimy, że korki są okej, przystępujemy do przesłuchania świadków. Rafcio jak zwykle stwierdził, że nic specjalnego nie robił, a z prądem to już w ogóle, Olga jak zwykle czytała. Dorotka była ze mną więc miała solidne alibi.
Akt drugi: „Kiedyś już tak było…”
Mały background architektoniczno – historyczny. W latach siedemdziesiątych kreatywni elektrycy luźno interpretując takie detale jak dokumentacja, łączyli kontakty szeregowo coby zaoszczędzić materiały. Ów ciekawy efekt można niekiedy zauważyć na lampkach choinkowych – jak jedna się przepali to cały sznur nie działa. Uzbrojeni w tą wiedzę zaczęliśmy poszukiwania od kontaktu obok łóżka dzieci, który wprawdzie działał, ale rozpoczynał ciąg kontaktów dotkniętych awarią – plus kiedyś już stanowił źródło problemu. Po skomplikowanej operacji uzyskania dostępu do rzeczonego punktu, rozkręceniu, dokręceniu i ponownym montażu, zero efektu.
Akt trzeci: Risercz i akceptacja
Pralka z moimi jeansami w środku i lodówka z lodem do whisky to nie lada problem, zatem shit got real i należało szybko zażegnać katastrofie. Odsunięcie lodówki (bo cholera wie, może tak się trzęsła z zimna, że w końcu coś się poluzowało) pomogło wprawdzie dotrzeć do kontaktu, ale ten okazał się być zupełnie niewinny. Podobnie jak następny przy mikrofali. Podejrzenie zatem padło na pralkę, którą swego czasu bezmyślnie umieściliśmy w kuchni aby oszczędzić miejsce w mikrołazience i która poza ruchem wirowym wewnątrz, jak to pralka, potrafi sobie poskakać.
Po rozkręceniu szafki, zakręceniu zaworów wody, odczepieniu węży, panicznym przyczepieniu węży, ponownym zakręceniu zaworów, wytarciu wody, która była już wszędzie, wysunięciu ultraciężkiej pralki, usunięciu tego co było za pralką, okazało się, że jej kontakt jest w najlepszym porządku. Z braku dalszych koncepcji postanowiliśmy zmienić status awarii na długoterminową, oraz przedłużaczami zabezpieczyć prąd lodówce. A jutro wezwać elektryka.
Akt czwarty: Zwrot akcji.
Po ogarnięciu wszystkiego postanowiłem odpalić mój komputer, zebrałem więc wszystkie wolne przedłużacze, ale jako że brakowało mi jakoś pół metra, poszedłem odczepić ten od akwarium, który podłączony był do kontaktu w pokoju dzieci.
Kontaktu, do którego dostęp był najłatwiejszy.
Kontaktu, którego nie sprawdziłem.
I stała się światłość.
Pozostało rozkręcić kontakt, skręcić go tak, żeby już never ever tego nie zrobił, nalać whisky, przywrócić kuchnię do stanu oryginalnego, nalać whisky, podłączyć pralkę, nalać whisky, skręcić szafkę…
Pora chyba znaleźć nowe mieszkanie.