Olga i Rafcio dostali na Dzień Dziecka fishki. Łzy wzruszenia zalały mi oczy, gdy zobaczyłem, że deck fiszki ma identyczny profil co moja pierwsza w życiu deska, tyle że wtedy nie nazywała się „fishboardem” tylko „jedyną na rynku deskorolką”, więc z satysfakcją skonstatowałem (tak, jest takie słowo), że moda wraca. Tak jak obiecałem, wziąłem dziś dzień wolny, więc kiedy młodzież męczyła się w szkole, ja miałem trochę czasu na dotarcie sprzętu przed ich powrotem.
Wieczorem mieliśmy w końcu okazję pojeździć razem – i tak: Olga z Pikselem na smyczy sunie szerokim chodnikiem w dół, skrajem pasa rowerowego i lekko terkocząc mija grupkę ludzi, którzy wyszli chwilę temu z autobusu i z siatami zmierzają do swoich blokowisk narzekając na pogodę, bezrobocie i ogólnie wszystko, jak to starcy. Mijająca ich dziewczynka stała się więc ich łatwym łupem, sypnęły się komentarze, że dzieci to chyba nie mają lepszego miejsca do jazdy, że jak to z psem i w ogóle to jakim prawem i że rodzice proszę panią to się teraz w ogóle nie zajmują dziećmi i gdzie oni są. I wtedy, lekko terkocząc, z błogim uśmiechem i lodem w ręku minąłem babska ja, cały na biało, jadąc na desce Rafcia.
Jednak człowiek się starzeje dopiero wtedy kiedy przestaje narzekać na starsze pokolenie a zaczyna na młodsze.