Sąsiedzi, znowu.

#DrogiPamiętniczku, no jakoś tak nie mam szczęścia do sąsiadów. Większość jest totalnie spoko, ale zdarzają się i czarne owce, o których już pisałem tutaj.

I teraz nie wiem czy to po prostu zbieg okoliczności czy też może raczej siła internetów i czy przypadkiem mój ostatni tekst nie wywołał jakiejś chęci zemsty – wiem tylko, że niedawno znikła mi sprzed drzwi wycieraczka. Na tym etapie nie wierzyłem, że ktoś mnie zwyczajnie nie lubi i w ten sposób daje temu wyraz, toteż zastanawiałem się jaka się za tym kryła historia. Może ktoś od pewnego czasu zazdrościł mi wycieraczki, szukał w sklepach, na allegro i w ogóle wszędzie, ale nie znalazł tak idealnej, oczyszczającej bieżniki butów, a jednocześnie miękkiej i prestiżowo wyglądającej wycieraczki, więc postanowił dopuścić się zagarnięcia mienia. I teraz położył przed swoimi drzwiami i za każdym razem wracając do domu patrzy jak pięknie komponuje się z futryną, podkreśla linię dolnej krawędzi drzwi i uważa, że teraz w jego życiu wszystko jest kompletne. A może uznał, że taka wycieraczka będzie cudownie uzupełniała jego kolekcję wycieraczek. Albo wchodził po schodach, przypomniało mu się, że teściowa ma urodziny a on nie miał pomysłu na prezent i zresztą jest już 22-ga i kwiaciarnie zamknięte i nagle eureka, leży Ona, piękna jak z obrazka.
Idealna.
Nie wiem. Pogodziłem się już z utratą wycieraczki, pewnie komuś była bardziej potrzebna niż mi.

Aż tu wczoraj wracając ze spaceru z psem, pod moimi drzwiami stoi sobie worek na śmieci. Z kartonikiem po pizzy opartym obok. Na pewno nie nasze. A pół godziny wcześniej wychodziliśmy i na sto procent ich nie było. Cóż, pewnie ktoś schodził wyrzucić, palnął się w głowę przypominając sobie, że zapomniał wyłączyć żelazka, więc zostawił w randomowym miejscu i zaraz wróci.
Ale nie wrócił.

Dziś rano dalej stały.
Są tylko dwa sensowne wytłumaczenia. Jak mawiał Holmes, kiedy odrzucisz to, co niemożliwe, wszystko pozostałe, choćby najbardziej nieprawdopodobne, musi być prawdą. Tak więc odrzucając tezy o czarach, teleportacji i karze boskiej oraz przeniesieniu danych osobowych w myśl RODO czyniąc mnie tym samym ich administratorem, na liście pozostały dwie: nie wrócił po śmieci, bo nie żyje – w tym przypadku biorąc pod uwagę że mamy 30-stopniowe upały niebawem wyjdzie to na jaw, albo też jest to pasywno – agresywny akt sąsiedzkiej niechęci. Takie „ty fiutku, nie lubię cię, twoje dzieci tupią, to masz tu moje śmieciury”.
Oczywiście w trosce o kwestie sanitarno-epidemiologiczne oraz przeciwpożarowe wyrzuciłem dziś worki. Ale po pobieżnej analizie zawartości i sprofilowaniu naszego śmieciowego świętego mikołaja wiem, że mikołaj żre pizzę ze Strzechy, nie segreguje śmieci, pije wodę znanej mi marki i nosi soczewki kontaktowe, które zakupił w Vision Express wraz z badaniem, płacąc kartą 588 złotych. Od dziś w windzie będę zaglądał wam w siatki i patrzył wam w głęboko w oczy, motherfuckers.

Bo ja jestem normalny.

PS. Zdjęcie poglądowe, ukradzione z inernetów. Łatwo poznać, bo ja przecież nie mam wycieraczki.