Tatry 2022 – Jaskiniowcy

#drogipamietniczku, dziś po sprawdzeniu meteogramów, pułapu stratocumulusów, cumulonimbusów i innych imbusów okazało się, że czeka nas burza ok 16-tej, a jak jest burza to nie ma łażenia po Tatrach.

Musieliśmy zatem zagospodarować sobie czas do wczesnego popołudnia i to raczej nigdzie wysoko tak żeby zdążyć wrócić. Naturalnym wyborem okazały się jaskinie Doliny Kościeliskiej. Spokojny, 11km spacer.
W ogóle dziwne te Tatry w tym roku. Szczyt sezonu letniego a Kościeliska pusta, w ogóle wszędzie gdzie chodzimy jest znacznie mniej ludzi niż kiedykolwiek, poza oczywiście Krupówkami, wpadliśmy tam przypadkiem zaraz po wędrówce po wyludnionych, ogromnych przestrzeniach Tatr Zachodnich i przysięgam, że mój mózg nie potrafił sobie poradzić z takim kontrastem.

Ok, Kościeliska… ruszyliśmy najpierw do jaskini Mylnej, czujnie rozglądając się bo dwa lata temu grasował tam misio a Dorotka robi najlepsze kanapki na świecie i bardzo nie chciałem się nimi dzielić. Pod Mylną spotkaliśmy dwie rodziny – w sunie piątkę zagubionych turystów, którzy nie wiedzieli za bardzo z której strony ugryźć tę jaskinię, ale bardzo chcieli, więc Dorotka jako certyfikowany przewodnik poprowadziła wycieczkę. Ja chciałem zabłysnąć znajomością historii i wspomnieć w trakcie pokonywania jaskini, że w jednym z korytarzy umarł z głodu ksiądz, któremu zgasło światło i znaleziono go po dwóch latach, ale nie chciałem się wygłupić bo nie pamiętałem czy to było w 1939 czy 1945. Może to i lepiej. Za sukces poczytujemy sobie fakt, że nikt nie został w środku.

Odhaczyliśmy też Smoczą Jamę i Wąwóz Kraków, prześliczny jak zawsze. Burza przyszła punkt 16 – od meteogramów można nastawiać zegarek.
Plany na jutro jeszcze się klarują. Miały być Czerwone Wierchy, które powinniśmy pokonać jeszcze przed utworzeniem się ognisk burzowych. W szybszym pokonaniu szlaku powinny pomóc niedźwiedzie, które mają gawrę niedaleko Ciemniaka 😀