Diveblog #5 / 2024

#drogipamietniczku noc miałem ciężką, połowę przesiedziałem albo przeklęczalem, ale Antinal zrobił swoje. Obudziłem się koło szóstej i czułem że najgorsze już za mną. Tzn umówmy się do pełni formy daleko, osłabienie i odwodnienie zrobiło swoje ale wiedziałem że dam radę. Na śniadanie zjadłem łyżkę puree ziemniaczanego i dwa placuszki z dżemem.

Bus nie musiał nas wieźć daleko bo dzisiejsze nury były w Marsa Shoona, zatoczce przy hotelu 500m na północ od naszego, o której w pamięć wryły mi się dwie rzeczy: po pierwsze ma bardzo ładną rafę, po drugie rok temu zgubiłem tam maskę. Tamtego dnia żartowaliśmy że „to znaczy że jeszcze tu wrócisz”, na co ja „żeby zgubić coś innego”. Tyle tytułem wstępu. No więc dzisiejsze nury poświęcone były naszemu kursowi AOWD. Naszym instruktorem był Rami, który wykazał się wobec nas ogromną cierpliwością, no i bardzo fajnie usystematyzował wszystko co wkuliśmy z książki jeszcze w Polsce. Pierwszy nurek to zdobycie głębokości 30m z wszystkim co się z tym wiąże (przede wszystkim z możliwością wystąpienia narkozy azotowej, która charakteryzuje się tym, że normalny, poukładany człowiek zachowuje się tak jak ja zwykle). Toteż na 30 metrach nie miałem większego problemu z rozwiązaniem prostych zadań matematyczych, ba, dałbym radę nierównościom kwadratowym i uważałem, że nasycenie mojego organizmu azotem niewiele w gruncie rzeczy zmieniło.

Drugi nurek to nawigacja – Rami wręczył nam po kompasie nurkowym (mocowanym na niespecjalnie godną zaufania gumkę) i w przerwie między nurkowaniami przeszkolił nas praktycznie z nawigowania pod wodą za pomocą kompasu, czyli płynięcie na azymut i znalezienie drogi powrotnej, oraz płynięcia po kwadracie. Oboje z Dorotką zdaliśmy również i tą część. Zostało nam jeszcze sporo gazu, więc pooglądaliśmy sobie piękną rafę Shoona, potem przystanek bezpieczeństwa (3 min. na 5 metrach) o czym zadowoleni z siebie płyniemy do brzegu. Zdejmujemy maski, przybijamy sobie piątki, po czym pytam Ramiego czy ma 2 kompasy. Rami mówi że ma jeden. To oznacza tylko jedno. Przemysław znowu coś zgubił.

Rami – tu należy docenić jego spokój i profesjonalizm – powiedział tylko „no to wracamy szukać”, włożył maskę i chlup, już go nie było. My z Dorotką sprawdziliśmy zapas gazu i ustaliliśmy że możemy towarzyszyć mu z powierzchni, przy czym ja tu już w ogóle, bo zostało mi 70 bar a Dorotce 110. No i płyniemy. Rami nisko, rozgląda się śledząc trasę po której płynęliśmy, my wyżej. Z każdym metrem malało mi powietrze a rosło poczucie winy. Po dobrych 15 minutach bezowocnego poszukiwania igły w stogu siana, Dorotka mi się przyjrzała, pomachała mi i pokazała na mój biceps. Patrzę – nie. Patrzę jeszcze raz, no jest, kuźwa, pięknie przypięty. Gumka była luźna to musiałem go podciągnąć aż pod ramię a on się przekręcił. Swoją drogą słusznie zrobiłem, tylko straciłem go z oczu. Popukałem obrączka w butlę ale Rami nie usłyszał. Dorotka sprawdziła manometr, wzięła kompas i dała nura do Ramiego. I teraz wyglądało to tak: Dorotka pomachała Ramiemu kompasem przed oczami, Rami wyraźnie się ożywił i zaczął pokazywać jej okejki i serduszka, bić brawo oraz składać bezgłośne gratulacje, po czym w końcu rozłożył ręce w pytającym geście: „gdzie?” Dorotka w odpowiedzi pokazała na mnie i biceps, a Rami w odpowiedzi pokazał jej najpiękniejszy podwodny, podwójny facepalm jaki w życiu widziałem. Czyli kolejny rok, kolejny przypał na Shoona Bay. Kiedy wypłynęliśmy Rami pokazał na mnie i powiedział: „proszę – narkoza azotowa”. Może niech tak dalej myśli 😀

Stay tuned!